Jak w temacie:
Onegdaj wojnę powodowali mężczyźni, bo byli nieszczęśliwi. Byli nieszczęśliwi, bo musieli zawierać małżeństwa z przymusu, a nie z miłości. Nie czując miłości starali uciekać jak najdalej z domu, a jedyną możliwością legitymizowanej ucieczki była kampania wojenna.
Pokój jest w scenie epilogu. Bo przy stole siedzą same zakochane pary. (no może oprócz kuzynki Soni hehe). Słoneczko grzeje, motyle fruwają, dzieci śmieją.
Cóż z jednej strony fajna ekranizacja, sprowadzona do Austenowskiego melodramatu, co uszczupliło wydźwięk powieści, ale dodało też wigoru, którego brakuje w tych starych ekranizacjach Bondarczuka i tej z Hepburn.